Jolanta Kosowska
Dwóch przyjaciół, lekarzy, którym przyszło żyć i pracować w dwóch różnych krajach, spotyka się po latach w dramatycznych okolicznościach. Kiedyś łączyło ich wiele, a dzieliła miłość do tej samej kobiety...

Pocztówki z Portugalii

Jolanta Kosowska - Pocztówki z Portugalii
Gęste mgły i słoneczne klify magicznej Portugalii wzbudzają zachwyt Olgi, utalentowanej artystki i dziennikarki. Jej fotografie, które zwyciężyły w międzynarodowym konkursie, zostaną zaprezentowane na wystawie w Lizbonie. Jednak Olga, poza zbieraniem laurów, ma jeszcze jeden ważny powód, żeby odwiedzić piękny kraj na zachodnim brzegu Europy. Młoda kobieta zamierza rozwiązać zagadkę zniknięcia Andrzeja Komorowskiego, artysty, który z niewiadomych przyczyn zerwał kontakt ze swoją rodziną. Z białych mgieł snujących się tuż przy ziemi powoli wyłaniają się ostre kształty i coraz bardziej intensywne barwy zdarzeń z niedalekiej przeszłości…
– Zaufaj mi – powtórzyłem. – Świetnie nam idzie. Nie odrywają od nas wzroku. Przestali już nawet rozmawiać. On pożera cię spojrzeniem, a ona na pewno ma ochotę cię zabić – roześmiałem się. – Niespodziewanie dobrze nam idzie… Będziesz świetną aktorką. Masz wrodzony talent.

Pochyliłem się, podniosłem do ust jej rękę, musnąłem wargami czubki placów. Spojrzała na mnie zaskoczona. Po chwili na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Kątem oka widziałem Filipa, który wciąż nam się przyglądał. Siedząca obok niego dziewczyna mierzyła nas posępnym spojrzeniem. Natalia przesunęła delikatnie palcami po moich wargach. Dotknąłem językiem jej opuszków.

– To nic nie znaczy – szepnąłem. – Gramy w sztuce o miłości. Musimy być przekonujący. W naszą miłość muszą uwierzyć ci dwoje i wszyscy, którzy siedzą w tej restauracji.

Cofnęła rękę. Zanurzyła palec w winie. Dotknęła moich ust. Tym razem ja byłem zaskoczony, jej dotyk wydał mi się zbyt odważny.

– Nie przesadzam? – zapytała cicho.

– Nie przesadzasz… – chciałem, żeby zabrzmiało to pewnie.

Z tyłu lokalu dobiegły nas pierwsze akordy, a już po chwili rozległ się dźwięk gitary i wtórujący mu głos solisty. Chłopak śpiewał o wiosennej miłości, która błąka się po wrocławskich ulicach i parkach.

– Zatańczysz? – zapytałem.

– Oszalałeś? – odpowiedziała zaskoczona. – Tu nikt nie tańczy. Nigdy nie widziałam, żeby tutaj ktoś tańczył – dodała pośpiesznie.

– Nic nie szkodzi. Możemy być pierwsi. Na chodniku jest sporo miejsca.

Wstałem, podszedłem do niej, a ona podniosła się odruchowo. Obciągnęła sukienkę. Odrzuciła do tyłu spadający jej na twarz kosmyk włosów. Dała się porwać do tańca. Czułem na sobie spojrzenie Filipa. Widziałem jego mocno zaciśnięte szczęki i dłonie. Nic bardziej nie denerwuje mężczyzny niż widok jego byłej kochanki w ramionach innego faceta. Natalia tańczy rewelacyjnie. Ja kiedyś z nudów poszedłem na kurs tańca. Teraz przydały mi się nabyte tam umiejętności. Tańczyliśmy bardzo blisko siebie. Czułem jej biodra przy moich biodrach. Raz po raz rozchylała się jej sukienka, raz po raz migały opalone uda. Nagle zesztywniała w moich objęciach.

– Przesadzamy – szepnęła.

Spróbowała się odsunąć. Pomyślałem, że przeraziła ją nasza bliskość.

– Co robisz? – szepnąłem jej do ucha. Przytuliłem ją jeszcze mocniej. – Patrzą na nas. Nie spuszczają z nas wzroku. Chcesz się zdradzić? – zapytałem.

Przestała walczyć. Przylgnęła do mnie w tańcu. Czułem jej bliskość, ciepło, zapach perfum.

– Zaufaj mi do końca – powiedziałem cicho. – Zawsze mi ufałaś – dodałem.

Przytuliłem ją jeszcze mocniej, musnąłem ustami jej policzek, pocałowałem pasma włosów.

– To ma być taniec zakochanych – szepnąłem. – Nie tańczymy na turnieju tańca. Tańczymy z sobą i dla siebie. To inny taniec. W takim tańcu zaklęte są emocje. Niepokój, ciekawość, niepewność, namiętność, radość i pożądanie. To preludium do wspólnej nocy. Cichych szeptów, pocałunków, bliskości, rozkoszy…

Przesadziłem. Sam wiedziałem to doskonale. Nagle poczułem się niezręcznie z tym, co przed chwilą powiedziałem. Poczułem się tak, jakby słowami zdradził Olgę.

Nikt poza nami nie tańczył. Wielu ludzi ścigało nas wzrokiem. Natalia miała rację, że w tej restauracji się nie tańczy. Solista śpiewał kolejną piosenkę o miłości.

– Ty jesteś szalony

– usłyszałem szept Natalii. Jej ciepły oddech musnął moje ucho.

Poczułem się dziwnie. Teraz mi wydawało się, że jesteśmy za blisko siebie, że tańczymy za odważnie, bezwstydnie, jakbyśmy siebie pożądali.

– Próbuję ci pomóc – mruknąłem. – Obiecałem to twojemu bratu.

Nagle pomyślałem, że nie to obiecałem Maćkowi. Miałem po prostu pójść z Natalią na kolację. Nie przypuszczam, żeby podejrzewał mnie o to, co tutaj teraz wyczyniam. Natalia zatrzymała się na chwilę. Wtuliła się we mnie i nagle pocałowała mnie namiętnie i długo na oczach wszystkich gości, którzy spędzali wieczór w tej restauracji. Poczułem się fatalnie. Czym innym jest taniec i muśnięcie ustami jej włosów, a czym innym namiętny pocałunek w usta. Są granice, których nigdy nie przekraczam. I nie miałem przekroczyć ich dla Natalii i Maćka. Kątem oka widziałem, jak Filip przywołał kelnera, zapłacił i pospiesznie wyszedł z restauracji. Za nim podążyła jego nowa dziewczyna. Już po chwili zniknęli za rogiem. Odsunąłem się lekko od Natalii.

– Wyszli – powiedziałem.

Muzyka stała się głośniejsza. Solistę zastąpiła puszczona z gramofonu płyta. Rozbrzmiewał jazz z głośnym solo granym na trąbce.

– Co mówisz?! – Natalia próbowała przekrzyczeć głośne dźwięki.

– Wyszli – powtórzyłem głośniej. – Szkoda, że nie widziałaś jego miny. Udało nam się zniszczyć im wieczór. Zepsuliśmy im humor na długo.

– Potańczmy jeszcze – powiedziała niespodziewanie Natalia. – Świetnie tańczysz.

– Dopijmy wino i odprowadzę cię do domu – udałem, że jej nie słyszę.

Chciałem ruszyć w kierunku stolika. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Olgę. Stała parę metrów od nas, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Na chwilę spotkały się nasze spojrzenia. Ruszyłem w jej stronę, lecz odwróciła się do mnie plecami.

– Olga! Poczekaj! – krzyknąłem.

Ruszyła szybkim krokiem.

– Olga! Ja ci to wytłumaczę!

Przyśpieszyła. Wiele głów zwróciło się w moją stronę.

– Żałosny dupek! – doszedł do mnie komentarz starszego mężczyzn siedzącego przy stoliku obok. – Kompletne zero! Jak to pozory mylą, wyglądał na normalnego faceta.

– Olga! – krzyknąłem.

Stałem niczym kretyn i patrzyłem, jak ona znika w tłumie ludzi spacerujących po wrocławskim Rynku.

– Konrad, biegnij za nią! Spróbuj jej to wytłumaczyć! – usłyszałem za plecami głos Natalii.

Puściłem się pędem, z daleka migała sukienka Olgi. Pobiegła przez plac Solny, potem w kierunku Biblioteki Uniwersyteckiej. Na Kazimierza Wielkiego wsiadła do tramwaju. Motorniczy zamknął mi drzwi przed nosem. Tramwaj ruszył, a ja próbowałem ją dojrzeć w tłumie wypełniającym pojazd. Zauważyłem ją. Ona też mnie widziała. Wymownie odwróciła głowę. Po chwili usłyszałem sygnał nadchodzącej wiadomości.

Spadaj z mojego życia! Żegnaj! Okazałeś się zwykłym palantem!